Challenge Samorin – Moja droga do Mistrzostwa

6 czerwca 2017
Share on FacebookPin on PinterestTweet about this on Twitter

Kto by pomyślał kilka lat temu, że Owoc będzie biegał… Kto by pomyślał, że uda mu się dojść do tego momentu, w którym jest obecnie? Kiedy rok temu zostałem wybrany do drużyny Europe Central podczas Beat the Sun myślałem, że nic już lepszego mnie nie spotka… Myliłem się.

Pobiegniesz maraton w sztafecie? Zapytał kilka miesięcy temu Hubert (trenertriathlonu.pl) Byłem wtedy na drodze do Orlen Maratonu. Byłem gotowy na wszystko. Potem delikatnie temat ucichł… Ucichł tylko na chwilę, by rozbłysnąć na całego. Zmienił się tylko dystans i Owoc 3 czerwca miał pobiec półmaraton w ramach Mistrzostw Świata Sztafet Triathlonowych podczas Challenge Samorin. Takich szans nie wypuszcza się z rąk.

Taki prezent na Dzień Dziecka w tym roku sobie zafundowałem, że pięknym autem w czwartkowe popołudnie wraz z wesołą ekipą ruszyłem na południe 🙂 Nie będę zanudzał czy był ruch na trasie czy nie. Zanudzę już samym pobytem na miejscu.

Cała zabawa triathlonowa miała swoją bazę w Centrum Olimpijskim w Samorin (ok. 30km od Bratysławy). Na milionie metrów kwadratowych można trenować praktycznie wszystkie dyscypliny. Ośrodek jest przepiękny i możemy śmiało zazdrościć takiego obiektu naszym południowym sąsiadom. Odbiór pakietów oraz odprawa techniczna zlokalizowana została na jednej z wielkich sal. Kierunkowskazy nie pozwalały nikomu się zgubić, a przemili wolontariusze szybko rozwiewali wszelkie wątpliwości przybyłych gości. Gości, którzy nadciągali z każdej strony świata, a za nimi piękne maszyny rowerowe i żyły wypełnione glikogenem do granic możliwości. 

Odprawa techniczna miała cztery odsłony. Dwie odbyły się w języku angielskim. Po jednej po słowacku i niemiecku! Szybko, sprawnie bez zbędnych pogadanek. Tak samo również szybko odebraliśmy pakiety, w których znaleźliśmy nie tylko numer startowy, ale także 3 kolorowe worki na każdą dyscyplinę, naklejki, plecak z logo imprezy, mapki oraz kupon na wieczorne pasta party. Zostaliśmy również przymuszeni do zakupienia jednodniowej licencji. Ot tak cegiełka wspomagająca Triathlon na Słowacji 🙂 Ponoć w Polsce również mają to wprowadzić. Szkoda, że nikt wprost nie powie, że to zrzutka ludzkości na PZTri 🙂 Wieczorem sami podładowaliśmy glikogen makaronem w jednej z pobliskich knajpek.

Start zaplanowano falami. O 9.00 ruszyła Elita mężczyzn, 9.10 Elita kobiet i tak dalej i dalej, aż do 10.30 gdy na starcie pojawiły się sztafety. Nasz pływak Janek nie próżnował! Wyszedł z wody jako drugi. Oddając chipa, który był swoistą pałeczką, Sławkowi, który opuścił strefę zmian tylko kilka sekund za prowadzącą dwójką zawodników. Ścisk po pływaniu był bardzo, bardzo duży. Sztafety jedna po drugiej ruszały na trasę kolarską. Zapowiadało to emocjonującą walkę!

W tym samym czasie ja dopiero szykowałem się do swojego startu. Pogoda była piękna. Piękna na opalanie i plażowanie. Cóż każdy miał takie same warunki. Sławek zaplanował, że 90 kilometrów przebędzie w czasie około 2.10 – 2.12. Zatem przed 13 zacząłem intensywniej rozgrzewać się. To znaczy wyszedłem z klimatyzowanego auta i już byłem rozgrzany do czerwoności. Jeszcze tylko krem z filtrem i na trasę!

Słowacja na prowadzeniu! Miejscowa ekipa poszła bardzo mocno na rowerze. Straciłem nadzieję, że uda się ją dogonić… Czekaliśmy w namiocie zmian mocno zniecierpliwieni. Wydawało się, że trwa to wiecznie. W głowie miałem tylko numer rywali 2720. Tylko go złapać! Sławka jednak nadal nie było. Nerwowo chodziłem po strefie zmian. Z daleka obserwowałem korytarz oddzielający trasę kolarską i strefę zmian. Jest! Jest Sławek… Tracimy blisko 9 minut do prowadzącej Słowacji. No ale w tym momencie tego nie wiedziałem, bo straciłem rachubę . No nic. Szybka zmiana i lecę! Mijam „namiot kar”, w którym w razie otrzymania kartki przez Sławka musiałbym trochę poczekać. Z ulgą lecę dalej. Już od pierwszego punktu odżywania piję dużo wody. Punkty przygotowane perfekcyjnie. Wolontariusze w zależności od podawanego produktu (woda, izo czy żele) mieli różne kolory kamizelek. Już z daleka wiadomo było od kogo co się weźmie. Dodatkowo punkty były wyposażone w lód w kostkach oraz gąbki z bardzo zimną wodą co w upale ponad 30 stopniowym dawało mega ulgę.  Wracając jednak do rywalizacji. Miałem 3 pętle po 7 kilometrów, żeby dopaść rywala i uciekać przed kolejnymi. Gdy zobaczyłem Słowaka z numerem 2720 miałem do niego straty już tylko 4,30 minuty. Na kolejnym okrążeniu zniwelowałem ją do 18 sekund, żeby chwilę później Go dopaść. Miałem plan, żeby chwile się za nim schować i powozić na plecach. Tak szybko Go goniłem, że złapałem nawet kilometry po 3.12 i 3.14. Jednak tutaj Hubert trochę myląc się z emocji podał mi, że tracę do pierwszego blisko 50 sekund. No cóż chwilę później zerwałem się do dalszej walki i doszedłem domniemanego prowadzącego. Okazało się, że mam nad nim okrążenie przewagi 🙂 Od 15 kilometra już tylko trzeba było utrzymać przewagę. Co udało się uczynić!

Po 4 godzinach i 4 minutach rywalizacji w sztafecie wbiegłem na metę wygrywając Mistrzostwa Świata podczas Challenge Samorin. Czułem się świetnie! Radości było bardzo dużo 🙂 Po chwili udaliśmy się na zasłużone jedzenie do ChillZone, która wypełniona była wspaniałymi smakołykami i napojami wszelakiej maści.

Do wieczornej dekoracji mieliśmy jeszcze kilka godzin, więc prysznic, jedzenie i odpoczynek. Prawie też przegapiliśmy ceremonię bo była w innym miejscu niż nam się wydawało 🙂 Wspaniale jest wejść na podium, zwłaszcza na podium Mistrzostw Świata. Wspaniale jest je wygrać! Podsumowując powiem tylko jedno „Warto marzyć”.

Dziękuję mojej drużynie: Jankowi i Sławkowi za walkę! Hubertowi i Sonii za pomocą techniczną 🙂 Kasi za największe kciuki na świecie! Wam wszystkim za dobre słowa i gratulacje!

 

  • kamilmnch1

    Piotrek, zdecydowanie warto marzyć!!! Ogromnie się cieszę z Waszego sukcesu!
    Kamil
    P.S. Życzę wspaniałego wesela!