Bieganie = zwiedzanie

3 października 2018
Share on FacebookPin on PinterestTweet about this on Twitter

Nie lubiłem określania startów w zawodach mianem „startu dla treningu”. Zmieniłem ostatnio jednak podejście do tego tematu wybierając w wrześniu kilka biegów, które z czystym sumieniem właśnie tak muszę nazwać. Tak, tak Owoc startował dla treningu. Chociaż wielu mogłoby to także nazwać tzn. turystyką biegową. Odwiedziłem miasta, które znałem tylko z „przelotnych” wizyt.

Pierwszym startem wrześniowym, a traktowanym treningowo, był Maraton we Wrocławiu.
Właśnie wracaliśmy ze Szklarskiej Poręby, gdzie natłukliśmy z chłopakami wiele kilometrów po górach. Potrzebowałem gdzieś pobiec II zakres, na który zabrakło czasu. Padło na Wrocław. Już na początku ustaliłem, że dobrze będzie pokręcić nogą 20km w tempie poniżej 4.00 min/km. Trening miał mi również dać odpowiedź jak daleko w polu jestem z formą. 20km trochę umęczyłem jednak wykonałem je w tempie średnim 3.54, a następnie po 30 minutowej gimnastyce i odpoczynku razem z Wojtkiem dobiegłem do mety w czasie 3.49.  Podczas biegu mogłem w końcu obejrzeć dokładnie miasto, które znałem przede wszystkim z wieczornych przyjazdów na CityTrail, który odbywa się we Wrocławiu w Lasie Osobowickim.  Mieliśmy idealną pogodę na taką wycieczkę. Na drugi dzień nie było śladu po długim treningu.

Droga do kolejnego treningowego Maratonu wiodła przez wesele Kasi siostry, start w Półmaratonie Mondi, gdzie bardzo umierałem mając w nogach jeszcze weselny klimat oraz start w Biegu Dominiki w Rokietnicy, gdzie udało się w dobrej formie wygrać  biegnąc 7,2km w tempie 3.37min/km.

Po blisko 3 tygodniach od Wrocławia stanąłem przed szansą powtórzenia analogicznego treningu w Warszawie. Tym razem nie byliśmy po górach, lecz w ciągłym treningu. Ponadto do Warszawy ruszyliśmy dopiero chwilę po 4 rano w niedzielę. Przed sobą mieliśmy wizję 3,5h w aucie, szukania miejsca do zaparkowania, znalezienia naszych pakietów startowych, szybką rozgrzewkę i ostry start. Podobnie jak we Wrocławiu już wcześniej sam ze sobą ustaliłem, że będę biegł w tempie biegu we Wrocławiu, aby mieć możliwość porównania obu biegów. Na szczęście droga minęła szybko. Auto zaparkowaliśmy 400 metrów od startu, a pakiety dotarły praktycznie pod samo auto. Po chwili również się okazało, że samochód zostawiliśmy przy trasie maratonu, chwilę za 20 kilometrem. Idealnie – pomyślałem! Dzięki temu po pierwszej części mogłem się spokojnie przebrać i coś przegryźć. Na start dotarliśmy chwilę przed 9.00. Jaka była moja radość ze spotkania Michała aka „Chudy” z Night Runners. Pięknie się złożyło, bo Michał wraz z kolegą mieli zamiar biec właśnie w tempie zbliżonym do 3.55 min/km. Strzał startera i polecieliśmy. Warunki były bardzo dobre do ścigania. Chłodno, słonko i delikatny (czasem porywisty) wiatr. Kiedyś nie lubiłem Warszawy. Zmieniło się to kilka lat temu i od tamtego czasu bardzo lubię ją odwiedzać. Biegliśmy przez Wisłostradę, Most Świętokrzystki, koło Stadionu Narodowego, odwiedziliśmy ZOO, Nowy Świat czy Pałac Prezydencki. Biegło się dużo lżej niż we Wrocławiu mimo, że tempo było lekko szybsze. Jedyny problem z jego utrzymaniem był podczas podbiegu na ulicy Belwederskiej. Jednak mądre trzymanie tempa dało nam mały handicap na tym kilometrze. Po przebiegnięciu 20km podziękowałem chłopakom za wspólny bieg, a oni mi za prowadzenie. Z dobrymi myślami zostawiłem ich. Miałem teraz, jak sądziłem, dużo czasu na przebranie, posiłek i rozciąganie. Udało się przebrać i zjeść. Rozciąganie zostało zaskoczone przez Wojtka, który pojawił się dużo wcześniej niż planowaliśmy. Tak mu się dobrze biegło, że musiał z tego skorzystać. Złapałem garść daktyli w rękę i poleciałem za nim. Do 35km szło jak po sznurku. Niestety nadane wcześniej tempo sprawiło, że z Wojtka uszła para i musieliśmy trochę „potańczyć Poloneza”. Skończyliśmy z czasem 3.46.

W poniedziałek usiadłem na małe porównanie obu biegów. Po 3 tygodniach treningu forma lekko podniosła się. W Warszawie biegło mi się dużo swobodniej i spokojniej. Cały czas kontrolowałem ruch, tempo, a przy tym mogłem pozwiedzać. Mogłem również wprowadzić elementy żywienia i sprawdzić poszczególne produkty w bojowych warunkach. Patrzę z pewnym optymizmem na maraton we Frankfurcie, który odbędzie się już 26 października. Zastanawiam się jeszcze, co zrobić z maratonem w Poznaniu. Może pobiegnę 30km w formie treningu i skończę na Śródce? Może odpocznę, przebiorę się i z Markiem dobiegnę do mety? Zobaczy jak minie praca na targach wraz z TRIATHLONISTA.com. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, to zapraszam na nasze stoisko podczas poznańskiego maratonu.