Spełnienie marzeń

24 października 2016
Share on FacebookPin on PinterestTweet about this on Twitter
Gdzieś na początku swojej biegowej kariery szukałem biegów, które chciałbym w życiu zaliczyć. Na liście tej znajdowały się takie starty jak:
– Paryż Maraton, który dane mi było pokonać już trzykrotnie w 2011, 2013 i 2016 roku;
– Bieg Rzeźnika ukończony dwukrotnie w parze z Wojtkiem;
– Bieg na Śnieżkę zaliczony bodajże w 2011 roku;
– Triathlon na dystansie 1/2 Ironmana;
– Zaliczony we wrześniu bieg na dystansie 100km po górach.
W ten weekend spełniłem swoje kolejne marzenie. Zawsze było jakieś „ale” jednak teraz czas i miejsce, w którym się znalazłem sprawiło, że udało się pojawić w sobotę na starcie Biegu na Kasprowy.
Zapytacie dlaczego właśnie ten bieg? Jest on połączeniem dwóch pasji – biegania i wysokich, jak na Polskie warunki gór. Ponadto rozgrywany w formie biegu alpejskiego, czyli swoją metę miał na szczycie. Nie musiałem zbiegać w dół co jest dla mnie dużo trudniejsze niż wspinaczka, która wymaga dość mocnych nóg.
Jadąc do Zakopanego już wcześniej monitorowałem pogodę i warunki na szczycie. Cały tydzień mgła, mróz i lekkie opady śniegu. Z kamery na Kasprowym Wierchu nie było nic widać dobre kilka dni. Tak samo było w sobotni poranek. Kasia wraz z chłopakami z ASICS Polska wjechała na górę kolejką by dopingować, nie tylko mnie, ale blisko 300 śmiałków, którzy to tego dnia postanowili odbyć dość szybki „spacer” na wierzchołek. Zdjęcie z góry tylko przeświadczyło mnie z jakimi warunkami przyjdzie nam się zmierzyć.
Na dole jednak humory dopisywały. Największą trudność miałem ze skompletowaniem stroju startowego. Nie miałem większego pojęcia co założyć. Prześledziłem zdjęcia z roku poprzedniego i zdecydowałem się na:
1. Buty Asics Fuji Attack 5 z dobrym bieżnikiem przetestowane już w Alpach czy podczas Biegu 7 Dolin.
2. Długie skarpety Compressport – nie tylko dla samej kompresji ale trzymania ciepła podczas wspinaczki.
3. Spodenki Asics Trail 2 w 1, które miały nie obcierać oraz trzymać ciepło ud dzięki wbudowanym, obcisłym leginsom.
4. Cienka bluza z długiem rękawem dla dobrego komfortu biegu i trzymania ciepła.
5. Rękawki Compressport pod bluzę, aby nie zmarzły mi przedramiona.
6. Chusta typu komin na głowę. Tutaj pierwszy raz zrezygnowałem z czapki z daszkiem. Wolałem mieć coś na wypadek dużego wiatru. Nie chciałem aby uszy i czoło było nadmiernie wyziębione.
7. Rękawiczki. Tutaj już wiem, że mogły być cieńsze. Po 2 kilometrach musiałem zdjąć, natomiast na kilometr przed metą znowu je zakładałem.

8. Zbędnym elementem było zabranie ze sobą kurtki przeciwwiatrowej. Była ona przypięta do spodenek, więc nie przeszkadzała zbytnio. Dziś zostawiłbym ją na dole 🙂

Start biegu zaplanowano z drogi do Kuźnic. Został on przesunięty z racji remontu drogi. Początkowo trasa prowadziła po asfalcie, a przy kolejce na Kasprowy i wbiegnięciu do Tatrzańskiego Parku Narodowego rozpoczęły się kamienie. Z wycieczek na Kasprowy pamiętałem, że trasa z Kuźnic na Kasprowy zielonym szlakiem (według oznaczeń) powinna zająć około 2,30 h. Założyłem sobie, że złamanie godziny będzie bardzo dobrym wynikiem w tej części sezonu. Gdy przyzwyczailiśmy się do kamieni pojawiło się pierwsze większe błoto i większe przewyższenia. Byłem chyba pierwszym zawodnikiem, który przeszedł w marsz w momencie dużego nachylenia. Jednak nie powodowało to utraty miejsca czy powiększenia starty do kolejnego zawodnika. W głowie zawsze sobie powtarzam w takich momentach, że bardziej się zmęczę wbiegajać niż wchodząc, a zysk sekundowy będzie marny. Trzymając się swojej taktyki po dwudziestu paru minutach byłem w Myślenickich Turniach. Gdzie się dało biec to biegłem bardzo mocno, gdzie było przewyższenie to szedłem.

Prawdziwa zabawa rozpoczęła się właśnie od Myślenickich Turni. Trasa z łatwej zaczęła przynosić dłuższe „spacery” po kamiennych, śliskich schodach. Tutaj duża zasługa dobrze dobranego sprzętu, że tylko raz mocniej się poślizgnąłem. Dogoniłem jednego zawodnika z Opoczna i złapałem się kolejnego. Narzucaliśmy mocne tempo, a i czas we dwójkę szybciej mijał.
Dokładnie nie pamiętam, w którym momencie pojawił się lód i śnieg na trasie. Było to chyba około 1,5km przed szczytem. Wtedy też uważniej zacząłem stawiać kolejne kroki. Zjazd w dół i misja ratunkowa TOPRu nie była w moich planach. Na kilometr do mety wiedziałem, że rozpocznie się najcięższy odcinek. Latem jednak jest tutaj dużo łatwiej. Nogi zapadały się w śniegu, tempo spadło no i zaczęło robić się zimno. Rękawiczki wróciły na ręce, a ja dalej zasuwałem pod górę. Pojawiła się tabliczka z napisałem 300m. Za moimi plecami pierwsza kobieta. Pamiętając jedną z historii finiszu pierwszej kobiety na poznańskim półmaratonie postanowiłem ją przepuścić i dać wejść na szczyt jako pierwszej. Była mega sympatyczna bo dwa razy spytała czy na pewno mnie nie spowolni.

Przed metą było sporo kibiców mimo, że pogoda nie rozpieszczała. Na szczycie zero widoku na Tatry. Mgła, mgła i mróz.  Szybko ześlizgnąłem się z Kasią do kolejki, gdzie przebrałem się w suche i bardzo ciepłe ubrania. Zdecydowaliśmy się też na szybki zjazd na dół. Było bardzo zimno. W końcowym rozrachunku zająłem 21 miejsce na blisko 300 osób. Zmagałem się z Kasprowym przez 58 minut, czyli swoje założenie przedstartowe zrealizowałem. Okazało się również, że wraz z Darkiem z Krakowa wygraliśmy klasyfikację drużynową jako ASICS Team. Byłem dzięki temu też bardzo z siebie zadowolony. Muszę wrócić latem i zobaczyć czy uda się to poprawić 🙂

Po zawodach wizyta w ulubionej karczmie w Zakopanem przy ul. Krupówki 1. Było malućkie piwo i racuchy z jabłkami. Ponadto zrobiliśmy sobie z Kasią mały spacer na Gubałówkę. Pogoda zrobiła się zgoła inna niż na Kasprowym. Opadła mgła, wiatr przegnał chmury i można było podziwiać piękną panoramę Tatr. Dzisiaj trochę narzekamy na zdrowie jednak myślę, że warto było spełnić kolejne, biegowe marzenie.