Ostatnia prosta…

17 października 2018
Share on FacebookPin on PinterestTweet about this on Twitter

Ostatnie dwa miesiące biegowo wychodzą mi całkiem nieźle. Można stwierdzić, że odbiłem się od dna po wakacyjnych wojażach, własnym ślubie, weselu i wielu innych sprawach. Bardziej optymistycznie patrzę na start we Frankfurcie, gdzie zmierzę się z dystansem maratońskim. Były już chwile zwątpienia, lecz chyba wszystko już przeszło i została mi tylko ostatnia prosta. Teraz już nie można nic zepsuć.

W minioną niedzielę postawiłem na ostatni długi i mocny akcent biegowy. Podczas maratonu w Poznaniu postanowiłem przebiec 30km w tempie poniżej 4.00 min/km by sprawdzić samopoczucie, przetestować żywienie i nawodnienie. Idealne warunki do treningu to warunki bojowe. Czemu zatem nie skorzystać jeśli pakiet otrzymałem dzięki uprzejmości organizatorów maratonu? Razem z Karolem z Wybiegacmarzenia.pl postanowiliśmy wspólnie powalczyć z trasą. Warunki pogodowe przepiękne. Polska, złota jesień uraczyła nas słońcem i temperaturą w granicach 12 stopni na starcie. Z czasem ona wzrosła, lecz nie była wyniszczająca.

Początek spokojny, lekko poniżej 4.00 min/km z czasem przyspieszyliśmy do granicy 3.52-3.54. Szybko za naszymi plecami utworzyła się potężna grupka, która niczym pociąg do 20 kilometra zbierała kolejnych pasażerów. Niestety nie wszyscy chcieli wsiąść do rozpędzonego pociągu. Do 20 kilometra również mi biegło się spokojnie i miło. Niestety po półmetku nadeszła chwila zwątpienia i ból mięśni łydek i ud. Dobrze wiedziałem, że wychodzi właśnie praca podczas Targów Sport Expo, gdzie mieliśmy stoisko TRIATHLONISTA.com. Dałem Karolowi do zrozumienia, że mogę w każdej chwili się zatrzymać i odpuścić by nie zrobić sobie większej krzywdy. Okazało się jednak, że wszystko jest do przeżycia. Podbiegi może i bolały, natomiast zbiegi były względnie szybkie. Dzięki czemu cały czas utrzymywałem tempo grupki. Tuż za Maltą na zbiegu na ul. Warszawskiej wróciły wszystkie siły. Aż szkoda było kończyć na 30 kilometrze…

Równo z matą pomiarową podziękowałem chłopakom za współpracę i zatrzymałem się. Dzięki Ani, która przywiozła mi na 30 kilometr świeżą koszulkę mogłem spokojnie zrobić gimnastykę i poczekać na Marka, z którym planowałem przemierzyć trasę do mety. Zeszło mi blisko 1,5 kilometra gimnastyki, truchtu i pogawędek ze znajomymi zanim Marek „wskoczył” mi na plecy i popędziliśmy w stronę mety. Dla mnie maraton wtedy stał się przyjemnością, dla Marka zaś walką o każdą sekundę. Spokojnie przebiegliśmy przez Sołacz, zmierzyliśmy się z podbiegiem na św. Wawrzyńca, a na Bułgarskiej powalczyliśmy w wiatrem. Tłumy przy trasie dodawały sił maratończykom, którzy potrzebowali tego jak nigdy wcześniej. Wraz z nadejściem 40 kilometra ostatni raz poderwałem Marka do pracy. Wiedziałem, że cel, którym było złamanie 3.20 jest realny. Wymagał tylko włożenia jeszcze odrobiny wysiłku. Znowu rozpędzona lokomotywa leciała przed siebie. Marek czujnie chował się za moimi plecami, a gdy pojawiliśmy się na ostatnie prostej pomknął do mety. Udało się! Ja zrobiłem bardzo dobry trening, a Marek uzyskał czas 3:19:13 🙂

To był dobry dzień dla Owocowej ekipy 🙂 Bardzo dobre występy zaliczyli: Wojtek, Marek z nowym PB, Danka, Sebastian z nowym PB, Rafał, Ala w Debiucie, Bartek, a także cała ekipa Rokietnica Biega, która pod moim okiem bacznie przygotowuje się do Biegu Rosbieg 11 listopada:) Wszystkim gratuluję wyników i zachęcam do dalszej walki na biegowych ścieżkach.

                                                                                                                                      Tak wyglądało tempo mojej 30 🙂