Słodko gorzki smak…

23 października 2019
Share on FacebookPin on PinterestTweet about this on Twitter

W miniony weekend w Poznaniu odbył się największy w 2019 roku maraton w Polsce. Ponad 6 tysięcy biegaczy z różnych zakątków świata ukończyło zmagania. W zacnym gronie finiszerów również Owocowa Drużyna: Ala, Marek, Fabian, Marcin, Rafał, Przemo, Bartek i korespondencyjnie Brenda w Amsterdamie. Pierwszy raz ekipa była tak bardzo wyrównana. Każdy jednak miał swoje zadania na ten bieg. Swoje przemyślenia.

Po zeszłorocznym „pacemakerowaniu” Markowi na czas poniżej 3.20 w tym roku zostałem zaproszony „na wycieczkę” po Poznaniu przez Marka i Alę. Tym razem mieliśmy zadanie poprawienie życiówki Ali z 3.54 na… no właśnie. Mieliśmy atakować poniżej 3.30 no i zaatakowaliśmy. Wraz z rozpędzaniem się sezonu jesiennego, Ala rozpędzała nogi, a wynik z Szamotuł zaskoczył niejednego – 1.31. Otworzyło to drogę do rozmyślań jak bardzo jesteśmy w stanie poprawić czas w maratonie.

W tygodniu przed biegiem ustalaliśmy taktykę. Padło jasne stwierdzenie „czemu nie spróbować zejść poniżej 3.20?”. No i zaczęła się karuzela…

Spirala nakręcała się z dnia na dzień. Wątpliwości przybywało. Maraton to maraton i każdy wie, że najmniejsza rzecz może wpłynąć na jego przebieg. Każdy dbał o siebie jak tylko mógł, pilnował diety, nawadniał organizm. Niektórzy nawet wyprasowali koszulki w kant 🙂

Na godzinę 8.oo cała ekipa zebrała się na ostatnią fotkę i wspólną rozgrzewkę. Chwilę później staliśmy już w blokach startowych. Marek z marzeniami na atak w granicy 3.15-3.20 po równym biegu. Bartek z podobnymi marzeniami, a taktyką na przyspieszanie. Ala, Rafał i Ja z atakiem na 3.20 po równym biegu, a za nami jeszcze wracający po kontuzji Marcin oraz Fabian – walczak z Roche nigdy nie spieszący się na start.

Pogoda była typowo poznańska. Lekki chłodek z rana, brak chmur i piękne słońce. Zapowiadało się tak, jak w poprzednich latach. Zimny początek i ciepłota na koniec. Każdemu zależało, żeby szybko być na mecie. Pierwsza część poszła gładko. Trzymaliśmy z Alą i Rafałem wyznaczone tempo. Nóżka w nóżkę, dbając o posiłki i nawodnienie minęliśmy połówkę w 1.40.02. Idealnie! Dodatkowo humory poprawiały bardzo fajne widoki nad Maltą. Pogoda jednak zaczynała robić się bardziej letnia. Wtedy pierwszy raz zaczęliśmy zauważać osoby, które zaczynały odpadać od naszej grupki. Z kroku na krok co raz więcej osób maszerowało. Zastanawiało mnie skąd te problemy. Czy wpływ miało nieprzygotowanie, czy jednak co raz cieplejsza aura? My dalej robiliśmy swoje. Maraton wkroczył na swoje stare ścieżki. Minęliśmy ulicę Baraniaka, Szwajcarską i zaczęliśmy wracać w stronę centrum. W tym momencie, około 28km, Rafał postanowił trochę zwolnić, bo w jego nogach zaczęło kipić duże zmęczenie. Po krótkiej wymianie zdań postanowiliśmy wysłuchać Jego organizmu. Rozpoczął on swoją walkę z maratonem na poważnie. Ala też zaczęła komunikować pierwsze bóle ud. Wtedy pomyślałem „no to zaczyna się maraton”.

Minęliśmy 30km, chwilę później stał Roman z Drużyny Szpiku, którego pamiętam z tego samego miejsca z 2013 lub 2014 roku, kiedy to zrobił mi pamiętną fotkę. Wszyscy wtedy zastanawiali się czy nie biegłem maratonu sam. Wymiana pozdrowień i lecimy dalej. Niestety kolejne kilometry to dla mnie ta cięższa część maratonu. Na około 34km najpierw minęliśmy Bartka, a parę metrów dalej Marka, którym już nieźle maraton dał popalić. Poprosiłem ich o walkę do końca! Walczyli! Tego im nikt nie zabierze, a dla mnie to najlepszy znak, że człowiek chce, tylko czasem nie idzie tak, jakby sobie wymarzył.

U Ali „pod górę” zaczęło się razem z końcem górki na ul. Głogowskiej. Uda doskwierały co raz mocniej. Głowa już chciała na metę. 38km – 41km to była duża walka. Tempo nieznacznie spadło. Łyk Redbulla od Łukasza dodał skrzydeł. Jak ptaki przemierzyliśmy 42km. Dywan był ukojeniem. Dywan był mieszanką radości i zmęczenia nie tylko dla Ali, ale dla wszystkich, którzy tego dnia dotarli pod bramę z napisem meta. Osiągnęliśmy czas netto 3.22.35. Bardziej osiągnęła go Ala, ja tylko patrzyłem na to wszystko z boku.

Reszta ekipy zrobiła następujące czasy:
Przemo – 3:20:27
Marek – 3:27:15
Bartek – 3:29:14
Rafał – 3:36:29
Marcin – 3:44:45
Brenda – 3:48 – AMSTERDAM
Fabian – 3:59

Był to dla mnie 22 maraton, nie wliczając startów IRONMAN. Z jednej strony słodycz super wyniku Ali, Rafała, Przema i Marcina, z drugiej strony lekki smutek, że Markowi, Fabianowi i Bartkowi nie udało się osiągnąć wymarzonych rezultatów. Dziękuję jednak za walkę na trasie! Mimo wszystko trzeba pamiętać, że póki walczysz Jesteś zwycięzcą, a nikt się dziś nie poddał!